piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 1

- Julie, natychmiast chodź na śniadanie!
- Idę, przecież idę!- Odburknęłam niezbyt przyjaźnie.
-Co powiedziałaś? – Zapytała Elisabeth z irytacją.
- Nic, nic!- Odpowiedziałam trochę milszym głosem i zbiegłam do kuchni.
I to, do jakiej kuchni! Cała była wyłożona czerwonymi kafelkami poprzekładanymi tu i ówdzie pięknymi, mahoniowymi panelami. Przy ścianie stały blaty, zachowane w podobnej kolorystyce i piękny duży stół, przy którym zmieściłoby się spokojnie 10 osób. Otaczały go krzesła z wygodnymi obiciami, a na nim stały już talerze z parującymi naleśnikami i sosjerki z syropem klonowym.
- Mmmm, pycha!- Krzyknęłam i zabrałam się do pałaszowania góry naleśników.          
Elisabeth spojrzała na mnie z odrazą – Nie napychaj się tak, wyglądasz ohydnie! – Zawołała z oburzeniem.
-Nic ci do tego. – Odrzekłam z ustami pełnymi naleśnika, i syropem klonowym spływającym po brodzie.
- Fuj – rzekła z konsternacją, po czym dodała – idę na uczelnię, nie będzie mnie przez jakiś czas, dasz sobie radę?
- Oczywiście, że tak – odrzekłam lekko zirytowana – przecież nie jestem już dzieckiem.
- No to okej – powiedziała, wzięła swoją torbę i wyszła trzaskając drzwiami.
No, wreszcie mam spokój – pomyślałam, po czym starłam z twarzy resztki naleśników i syropu. Tak naprawdę byłam dobrze wychowaną osobą, ale lubiłam denerwować Elisabeth o poranku i widzieć jej oburzenie.
- No dobrze, co by tu teraz zrobić – pomyślałam na głos, gdy skończyłam zmywać po naleśnikach – może by tak pójść do parku?
Zastanawiam się przez chwilę, gdy naglę zadzwonił telefon wyrywając mnie z zadumy.
- Co jest? – Zastanawiałam się z irytacją idąc w stronę salonu.
Zawahałam się przez chwilę, po czym ciekawość zwyciężyła i odebrałam.
W słuchawce usłyszałam aksamitny, męski głos – witaj Julie, przyjdź na most przy High street dzisiaj o północy, albo już nigdy nie zobaczysz swojej ukochanej siostrzyczki. Bez broni, i nie próbuj żadnych sztuczek, bo to się może źle skończyć.  – Powiedział nieznajomy z nieskrywanym szyderstwem, po czym rozłączył się zostawiając mnie w lekkim szoku.
Cholera! – Zaklęłam szpetnie. To oznaczało, że mnie znaleźli. Ale jak? Przecież wszystko dokładnie zaplanowałam, jak udało im się mnie wytropić?!
Westchnęłam z irytacją i poszłam na górę do swojego pokoju. Gdy już tam dotarłam, odsunęłam szafę, a prze de mną ukazał się sporych rozmiarów Sejf. Wpisałam kod a mym oczom ukazał się całkiem pokaźny arsenał. Było tam wszystko, od prymitywnych maczug i łuków po najnowocześniejsze snajperki. Wzięłam swoją ulubioną broń, czyli dwa sztylety z niewykrywalnego metalu i mały nożyk do rzucania. Zastanawiałam się chwilę nad pistoletem, ale zrezygnowałam, bo mógłby się za bardzo rzucać w oczy.
Gdy już się uzbroiłam, zamknęłam sejf i przesunęłam szafę na miejsce.
Mogli sobie mówić co chcą, ale ja nigdy nie wychodziłam nieuzbrojona.
Z domu wyniosłam najważniejsze rzeczy takie jak jedno z niewielu zdjęć, na których z siostrą naprawdę wyglądałyśmy na szczęśliwe, jakieś ubrania, trochę pieniędzy, i kilka dodatkowych noży, a to wszystko zapakowane w mały plecaczek.
Potem zebrałam wszystkie dokumenty i inne rzeczy, które mogły się przydać moim wrogom, po czym ułożyłam je wszystkie w salonie i podpaliłam.
Stałam jeszcze chwilę przed płonącym domem i patrzyłam ze smutkiem jak płomienie liżą schronienie, w którym ukrywałam się przez dwa lata.
- To chyba rekord – mruknęłam pod nosem, po czym otrząsnęłam się i poszłam powolnym krokiem w stronę mostu.
Nie miałam do niego daleko, a było dosyć wcześnie, więc, postanowiłam, że zabawię się ostatni raz i skierowałam swe kroki w stronę centrum handlowego.
Chodziłam po sklepach oglądając wystawy. Około 16:30 zjadłam obiad i snułam się po galerii aż do zamknięcia. Gdy na zegarze wybiła 23 poszłam w stronę mostu.
Nie spieszyłam się, idąc kocim ruchem, przystawiając co chwilę, aby popatrzeć na księżyc i gwiazdy.
Wreszcie ujrzałam przed sobą znienawidzony most. Moje wyczulone zmysły niczego nie zarejestrowały, ale to oznaczało tylko ciszę przed burzą. Odetchnęłam i ruszyłam pewnym krokiem. Gdy tylko znalazłam się na środku, na obu końcach mostu, aż zaroiło się od mężczyzn w czarnych strojach i czarnych cadillaców, które całkowicie zasłaniały mi drogę ucieczki.
Przede mną z cienia wyłonił się wyłoniła się postać. Był to mężczyzna. Miał na oko 20 lat był wysoki, dobrze zbudowany, z niezachwianymi proporcjami. Miał czarne włosy, przystojną twarz i lekki półuśmieszek na ładnych wargach. Ubrany był w czarny płaszcz, narzucony na koszulę z krawatem i spodnie w kant. Zarejestrowałam to w sekundę, ale potem zauważyłam jego oczy. Były niesamowite! Ogólnie miały kolor głębokiego kobaltu, gdzie niegdzie z intensywnie zielonymi plamkami, które jak by migotały. Patrzyłam na niego z ponurym wyrazem twarzy, ponieważ doskonałe wiedziałam, co oznaczają te oczy. Był Chowańcem.
- To ty jesteś ta słynna Julie? Nie wyglądasz zbyt groźnie, ile ty masz lat 16? 17? – Zapytał tym samym głosem, co mężczyzna z telefonu, w którym dało się wyczuć lekką złośliwość.
-17- odrzekłam ze spokojem, chociaż w środku aż gotowałam się ze złości. Co on sobie myślał? Może stać i mnie obrażać?! Ja mu jeszcze pokarzę – pomyślałam z wrednym uśmieszkiem.
Nagle mężczyzna przywołał kogoś z gestem. Po chwili u jego bogu pojawił się wielki, umięśniony koleś. Miał na sobie koszulę w hawajskie wzory i Niebieskawe, dżinsowe szorty. Strój był tak nie na miejscu, że miałam ochotę się zaśmiać, chociaż moja mina nie zmieniła się.
Przez chwilę rozmawiali o czymś szeptem, po czym goryl odszedł, a szatyn odwrócił się do mnie z uśmiechem na ustach.
- Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie jesteś może podstawiona, ponieważ nie widzę twoich oczy zacząłem się martwić, lecz Grieg – Odhaczyłam sobie w głowie, że dryblas ma na imię Grieg – Upewnił mnie, że jesteś tą właściwą Julie, czyż tak? - Zapytał.
- Na to wygląda – odrzekłam ze stoickim spokojem, po czym odezwałam się już ostrzejszym tonem- Dobra przestań się ze mną bawić i powiedz, czego chcesz i gdzie jest moja siostra – ostatnią część zdania niemal warknęłam.
Ochocho, kocica pokazuje pazurki – zaśmiał się nieznajomy, po czym nagle spoważniał – Grieg!! Przyprowadź pannę Elisabeth!
Po chwili zza cadillaców wyłonił się Grieg w swym niedorzecznym stroju, a przed sobą prowadził moją ledwo przytomną siostrę.
Elisabeth! – Krzyknęłam Rozpaczliwie, próbując zdusić łzy napływające mi do oczu.
Wyglądała okropnie, miała podbite oko, i kilka naprawdę sporych sińców.
Nieznajomy zobaczył furię malującą się na mojej twarzy, i szybko obejrzał się na Griega.
Znieruchomiał, a potem wrzasnął – Miałeś jej nawet nie zadrasnąć, imbecylu! – Wrzeszczał jak opętany, co trochę mnie zbiło z tropu.
Grieg zaczął się bronić – szefie to naprawdę nie moja wina, zaczęła się szarpać i uciekać, a ja tylko próbowałem ją złapać – mówił coraz bardziej spokojny, gdy zobaczył, że jego szef się rozluźnia.
Nagle moja siostra poderwała głowę, zlustrowała otoczenie przerażonym wzrokiem, po czym natrafiła na mnie spojrzeniem.
- Uciekaj Julie!! Zostaw mnie, oni chcą Cebie! Nie pozwól im się złapać! – Krzyczała w moją stronę.
- O nie tym razem cię tak łatwo nie zostawię! – Odpowiedziałam, lekko podirytowana, po czym zwróciłam się do szatyna – dobra wypuść ją a grzecznie z tobą pójdę.
- O ptaszyno, nie wątpię, ale wezmę ją ze sobą, tak na wszelki wypadek, jeśli miałabyś robić problemy – odparł.
Zostaw ją w spokoju, bo pożałujesz – warknęłam.
Cóż to chyba ja tu teraz wydaje rozkazy, więc będzie jak ja chcę – rzekł, po czym się uśmiechnął, zadowolony z siebie.
I w tedy pękłam. Zdjęłam swoje okulary przeciwsłoneczne, ukazując opalizujące szare oczy, z zielono- złotymi plamkami.
- O i na to czekałem – rzekł z wyrazem triumfu na twarzy, który przeszedł w grymas bólu – Cholera! Co ty robisz?! Brać ją! – Krzyknął patrząc się na swój brzuch, w którym tkwił mój nożyk do rzucania zanurzony aż po rękojeść.
Ze wszystkich stron zaczęli biec do mnie faceci w czerni. Nie mieli ze sobą broni, pewnie myśleli, że nie będę stawiać oporu pomyślałam – tnąc jednego z nich moim sztyletem w klatkę piersiową. Podchodzili do mnie kolejni, a ja wirowałam i kręciłam się, rozdając ciosy na prawo i lewo. Było ich coraz więcej, lecz ja nie miałam zamiaru tak łatwo się poddać.
 Gdy próbowałam rozprawić się z dwoma gorylami, nagle skoczył na mnie trzeci z nich powalając mnie na ziemię. Próbowałam się wyswobodzić, lecz był za ciężki.
I co teraz zrobisz? – Wydyszał mi do uch z mściwym wyrazem twarz.
Przez chwilę leżałam bez ruchu i zastanawiałam się, co zrobić. Wypuściłam sztylety, gdy upadałam i trzymali je teraz ci dwaj, z którymi wcześniej walczyłam. Cóż za strata – pomyślałam – taka dobra broń. Mogłam użyć mojej mocy, ale nie chciałam jeszcze wyjmować mojego asa. Wreszcie coś wymyśliłam. Szarpnęłam się nagle, uwalniając się spod niego, po czym pozbawiłam go świadomości jednym celnym kopniakiem w głowę. Jego koledzy przez chwilę stali oniemiali, po czym rzucili się na mnie z moimi sztyletami. Łatwo było ich pokonać, bo chociaż silni i twardzi nie byli zbyt szybcy. Gdy rozejrzałam się po okolicy zobaczyłam coś, przez co na chwilę zamarłam. Nieznajomy i Grieg ciągnący moją wrzeszczącą siostrę szli w stronę samochodu. Mieli zamiar uciec – o nie na to im nie pozwolę – pomyślałam z ponurą determinacją.
Nie zdążyłabym tam dobiec. Zastanawiałam się nad rzuceniem sztyletem, ale był to za daleki dystans, a broń nie była odpowiednio wywarzona do rzucania. Przeklęłam w duchu i powzięłam decyzję. Teraz albo nigdy.
W jednej chwili byłam ja, a w drugiej na moim miejscu pojawiła się smukła czarna pantera. Miała futro ciemnie jak noc, była giętka i zwinna. Zaczęła biec osiągając prędkość nieosiągalną dla ludzi. Gdy była już blisko wykonała skok i wylądowała na ramieniu większego z mężczyzn, zatapiając w nim kły. Ten krzykną rozdzierająco, i zwolnił uścisk. Tylko na to czekała trzymana przez niego dziewczyna, która wyszarpnęła się z jego rąk i pobiegła w stronę barierki mostu. Zatrzymała się na chwilę patrząc na panterę smutnym wzrokiem, po czym skoczyła w kipiącą toń. W tym czasie pantera potrząsała zranionym mężczyzną, który nawet nie miał już siły krzyczeć. Wtem poczuła na karku lekkie ukłucie, a jej świadomość zaczęła się rozpływać – Cholera – Zdążyła pomyśleć – zapomniałam o tym drugim. Po czym osunęła się w ciemność.
Nie mogłam się powstrzymać więc wstawiłam następną notkę :)
Miłego czytania.
Rozdziały będę wstawiać co kilka dni, góra tydzień

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz