wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 10



Pukanie.
- Jeszcze pięć minut Elisabeth… - wysapałam, uchylając powieki.
Ale to nie była Elisabeth. Wszystko wróciło. Niewola, Rafael, Daniel. Wszystko.
Zwlekłam się z łóżka i ruszyłam do drzwi. Już miałam sięgnąć po klamkę, gdy przypomniałam sobie, że drzwi są zamknięte na klucz.
- Proszę! – krzyknęłam i odsunęłam się przezornie.
Usłyszałam chrobot klucz i do pokoju wszedł Daniel. Miał na sobie czarne spłowiałe dżinsy i czarny podkoszulek podkreślający jego muskulaturę.
Zaczerwieniłam się.
 - Takie myślenie do nikąd cię nie zaprowadzi! – strofowałam się w myślach.
- Cześć Julie, dobrze spałaś? – zapytał.
- Powiem ci, że nie, bo ciągle się budziłam – odparłam.
-, Dlaczego?
- Cóż… mam zwyczaj spania na plecach – powiedziałam cynicznie.
- Oh… - odpowiedział tylko.
Spojrzałam w dół. W rękach trzymał tacę ze śniadaniem, jakiś krem i jakąś szarą bluzę. Na tacy stał dzbanek z kawą, talerz z parującymi naleśnikami i stosik słodkich bułeczek.
Zaburczało mi w brzuchu.
- Jesteś głodna? – zapytał rozbawiony.
 - I to jak.
 - A zatem czy uczynisz mi ten zaszczyt i zjesz ze mną śniadanie? – zapytał z błyskiem w oku.
Byłam zbyt głodna żeby się z nim kłócić, więc usiedliśmy na podłodze i zabraliśmy się do jedzenia. Przez posiłek panowała cisza. Daniel błądził gdzieś myślami, a ja rozkoszowałam się przepysznymi naleśnikami.
Siedzieliśmy przy skończonym pustych talerzach, każde zatopione we własnych rozmyślaniach. Daniel, ocknął się raptownie i powiedział:
- Mam coś dla ciebie.
Sięgnął po bluzę i krem.
- To na twoje plecy – rzekł – będę codziennie do ciebie przychodzić i smarować ci tym plecy.
 -, Po co? – zapytałam, zaciekawiona.
- Żeby nie wdało się zakażenie i żeby zmniejszyć ból – odparł z czułością.
Szybko zmieniłam temat – a to? – pokazałam na bluzę.
- To jest moja bluza. Pomyślałem, że ci się przyda, bo wszystkie twoje koszulki są trochę za obcisłe.
Miał rację. Teraz, żeby nie urazić pleców chodziłam w samym staniku. Bezwiednie potarłam ramiona.
- Zimno ci? – zapytał zatroskany.
 - Troszeczkę.
  - Zrobimy tak: Jak już posmaruje ci plecy masz natychmiast ją założyć i nie zdejmować – spojrzał na mnie znacząco.
- Dobrze, dobrze – odparłam uśmiechając się lekko.
Daniel podszedł do mnie powoli, jak do przestraszonej łani i zaczął odplatać bandaż.
Z każdego miejsca, którego dotknął promieniowało przyjemne ciepło.
Wzdrygnęłam się, żeby odpędzić od siebie nieproszone myśli.
zatrzymał się raptownie - Coś nie tak?
 - Nie wszystko okej – odparłam cicho.
Wznowił pracę. Po kilku minutach, bandaż leżał u moich stóp.
- Mogę je zobaczyć? – zapytałam.
Daniel tylko kiwnął głową.
Poszłam do łazienki i odwróciłam się plecami do lustra. Przeraziłam się tym, co zobaczyłam. Na moich plecach było osiem czerwonych pręg, biegnących przez całą długość pleców.
Z wahaniem dotknęłam pleców. Wszystkie były postrzępione przy brzegach i zaczynały robić się na nich strupy.
Poczułam, że robi mi się słabo, ale dzielnie wyszłam i stanęłam tyłem do Daniela.
- Dobra, miejmy to już za sobą – rzuciłam, przez ramię i zamknęłam oczy oczekując na fale bólu.
Czekałam i czekałam, ale jedyne, co poczułam to delikatne muśnięcia. Mój uzdrowiciel bardzo delikatnie rozprowadzał maść.
Nie wiem czy sprawiła to maść, czy dotyk Daniela, ale po kilku minutach ból w plecach zelżał do tępego pulsowania.
 - No, całe plecy masz już wysmarowane, więc teraz załóż bluzę – rozkazał.
Spojrzałam na niego zdumiona –bez bandaża?
 - Bez. Bandaż był tylko po to żebyś się nie wykrwawiła. Teraz nie jest już potrzebny – powiedział rzeczowo.
Wziął bluzę i założył mi ją przez głowę, starając się nie dotykać pleców.
 Była zwyczajna. Szara, z jedną dużą kieszenią i kapturem. Pachniała nim. Zaciągnęłam się.
Och tak on pachnie tak cudownie. Jak mięta i woda morska. Cudownie.
- Jest jeszcze coś – powiedział, przerywając tą rozkoszną chwilę.
-, Co? – spytałam nieprzytomnie.
- Sięgnij do kieszeni – zachęcił mnie z uśmiechem.
Coś tam było. Teraz to poczułam. Bluza była zdecydowanie za ciężka. Włożyłam rękę i poczułam jakiś prostokątny przedmiot. Gdy go wyciągnęłam okazało się, że to książka.
 - Baśnie tysiąca i jednej nocy – przeczytałam, patrząc na niego pytająco.
- Pomyślałem, że musisz się tu strasznie nudzić, więc przyniosłem ci coś, co może cię zaciekawić – rzekł.
Zanim pomyślałam, zarzuciłam mu ręce na szyję, chichocząc. Zrobiłam to z takim impetem, że aż się zachwiał.
- Łoł, gdybym wiedział, że tak zareagujesz już dawno bym to zrobił – zaśmiał się.
- Dziękuję ci, tak bardzo ci dziękuję – powiedziałam, już opanowana stając przed nim.
- Nie ma, za co – odpowiedział, po czym spojrzał na zegarek – no pora iść.
- Naprawdę już musisz? – Zapytałam, nagle smutniejsza.
Złapał mnie za brodę i zmusił żebym spojrzała w jego piękne oczy – Nie martw się, kociaku jutro wrócę.
- Och… Dobrze – odpowiedziałam cicho.
- Do zobaczenia – rzucił i wyszedł.
Usiadłam na łóżku zrezygnowana, wdychając rozkoszny zapach Daniela. Sięgnęłam po książkę i zaczęłam bezwiednie gładzić ją po grzbiecie, rozmyślając nad swoim położeniem.
- Przestań robić do niego maślane oczy! – krzyczał rozum, ale serce skutecznie go zagłuszało.
- Cóż mam robić? – zapytałam, ale nie było nikogo, kto by mi odpowiedział.
Zadrżałam. Uświadomiłam sobie, że zostałam sama. Całkiem sama.
Postanowiłam przestać się zamartwiać i otworzyłam Baśnie na pierwszej stronie.
Przerwałam czytanie, dopiero, gdy zrobiło się ciemno. Zjadłam zimny obiad i wzięłam prysznic. Potem zabrałem się za jogę. Po godzinie ćwiczeń, ułożyłam się wygodnie na brzuchu i momentalnie zasnęłam.
Taka tam bluza.
Następny rozdział :)
Wow. szybko mi idzie. Miłego czytania

2 komentarze:

  1. Ta bluza wygląda bardzo... przytulnie ;)
    Nie będzie mnie cały tydzień, więc mam nadzieję,.że jak wrócę będzie co czytać :)

    OdpowiedzUsuń