czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 11 i smutna wiadomość :(




Obudziłam się wczesnym rankiem. Umyłam się i ubrałam w świeże ubranie, a potem zanurzyłam się w baśniach tysiąca i jednej nocy.
Po pewnym czasie przyszedł Daniel ze śniadaniem. Gdy zjedliśmy szybko natarł mi plecy i wyszedł bez słowa. Zastanawiałam się o co chodzi, ale postanowiłam się tym nie zamartwiać.
Wróciłam do książki. Po godzinie udało mi się ją skończyć, ale niestety nie wiedziałam co robić dalej.
- co mi pozostaje? -  zapytałam sama siebie - Joga i... joga.
Westchnęłam zrezygnowana i zabrałam się za ćwiczenia. Kiedy poczułam się zmęczona usiadłam na łóżku  żeby odpocząć.
Sięgnęłam żeby wyjąć zdjęcie siostry. Tak bardzo mi jej brakowało.
- Ciekawe co teraz porabia - zastanawiałam się, błądząc ręką po wnętrzu plecaka.
Nagle, natrafiłam na ukrytą kieszonkę. Po chwili w mojej dłoni pojawił się błyszczący sztylet.
Palnęłam się w czoło.
- Boże! Jaka ja jestem głupia! - krzyczałam - przecież mogłam już dawno się stąd wydostać!
Rzuciłam nożem o ścianę, a on wbił się w nią lekko chybocząc.
Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Podeszłam do ściany i wyjęłam broń  jednym szarpnięciem. Potem odeszłam na drugą stronę i znowu rzuciłam. A potem znowu. I znowu. Przestałam dopiero wtedy, kiedy nie miałam już siły podnieść ręki. Zaczęłam ćwiczyć kopnięcia i szybkie ciosy.
Po około godzinie padłam na łóżko wykończona ale szczęśliwa. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
*
Obudził mnie dźwięk przekręcanego klucza. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Wyciągnęłam nóż spod poduszki i włożyłam do kieszeni bluzy. Stanęłam przodem do drzwi i czekałam.
Do pokoju wpadł Rafael i spojrzał na mnie płonącymi oczami. Wyglądał jakby próbował zrobić srogą minę ale coś mu nie pozwalało. Podszedł do mnie szybkim krokiem i złapał za gardło. Przyciągnął mnie do ściany i przycisnął.
- Wiesz co mi zrobiłaś ?- wysyczał mi do ucha - wbili mi druty w szczękę, bo mój kochany braciszek postanowił cię chronić i złamał mi szczękę.
- Puść... mnie - wycharczałam.
- O nie, ptaszyno - powiedział cicho, unosząc mnie kilka centymetrów nad ziemię - mam zamiar się zemścić.
Moje nogi dyndały w powietrzu. Zaczęłam się dusić.
Wyjął mi z bluzy sztylet i zaczął się nim bawić.
- Co? Myślałaś że nie wiem? Ja wiem wszystko, Julie - zmierzył mnie wzrokiem - widzę że Daniel obdarował cię swoją ulubioną bluzą.
Próbował się uśmiechnąć  szyderczo, ale mu nie wyszło.
Zaczęłam się wić, bezskutecznie walcząc o oddech. Przed oczami zatańczyły mi czarne plamki.
  Rafael widząc to poluźnił trochę uchwyt i powiedział - o nie, nie będziesz mi tu mdleć. Jeszcze z tobą nie skończyłem - wyszeptał.
musnął moją szyję palcami.
Zadrżałam.
- Masz taką delikatną skórę - wymruczał – W ogóle jesteś piękna. Jak tak na ciebie patrzę to wiem dlaczego mój brat tak cię lubi.
Dotknął czubkiem noża, policzka i zjechał nim aż do obojczyka. P chwili ukazała się tam krwawa szrama.
Potem zrobił dwie następne.
Nie mogłam nic zrobić. Patrzyłam na niego przerażonym wzrokiem.
Przez chwilę nad czymś się zastanawiał po czym oderwał mnie od ściany i zaczął gdzieś ciągnąć. Ledwo oddychałam, podczas gdy on wlókł mnie korytarzem.
Po chwili rzucił mnie na podłogę jakiejś salki. Odsunęłam się od niego pod przeciwległą ścianę, oddychając przy tym ciężko.
Na jego twarzy pojawił się grymas - co? Boisz się mnie?
Podniosłam się na trzęsących się nogach i spojrzałam mu w oczy - nie, nie boję się - rzekłam, zadziwiająco spokojnym głosem.
Spojrzał na mnie, przeciągle - no cóż, może mnie się nie boisz, ale jego powinnaś - powiedział po czym, wyszedł nawet się nie oglądając.
Nagle usłyszałam zgrzyt. Otwierały się wrota w jednej ze ścian. Gdy były już w pełni otwarte, wyszedł z nich skołtuniony niedźwiedź, chyba Grizzly. Nie zwracałam jednak zbytnio uwagi na jego rasę. Raczej skupiłam się na ostrych zębach, groźnych pazurach i obłędzie w czarnych ślepiach.
- No to po mnie - zdążyłam pomyśleć, zanim to monstrum się na mnie rzuciło.
W ostatniej chwili udało mi się przetoczyć w bok.
Znalazłam się bardzo blisko jego boku. Dopiero teraz zobaczyłam jaki jest wychudzony. Sama skóra i kości. Zrobiło mi się go żal, ale nie tak żeby dać mu się pożreć.
Zerwałam się na równe nogi i wykorzystując zaskoczenie wskoczyłam mu na grzbiet.
Grizzly, ryknął po czym zaczął cały się trząść żeby mnie zrzucić. Bezskutecznie. Trzymałam się i nie miałam zamiaru spadać.
Po bezowocnych próbach, zmienił taktykę i zaczął obijać się o ściany. W pewnym momencie użył całej swojej siły. Zrobił to tak szybko że nie zdążyłam ustawić nogi. Usłyszałam okropne chrupnięcie, a gdy się odrobinę wychyliłam zobaczyłam że moja stopa jest wygięta pod przedziwnym kątem.
Mimowolnie jęknęłam.
Misiek, jakby sobie o mnie przypomniał. Stanął na tylnych łapach i próbował mnie ściągnąć przednimi. Na szczęście, nie udało mu się, jedynie pozostawił na moich nogach głębokie rany.
Postanowiłam zaryzykować i przysunąć się bliżej karku. Gdy wydawało mi się że jestem względnie bezpieczna, niedźwiedź zatrząsł się gwałtownie, zrzucając mnie ze swojego grzbietu. Wylądowałam tuż przednim, a on przytrzymał mi ręce swoimi pazurami.
- Żegnaj świecie - pomyślałam podczas gdy misiek, zaczął mnie obwąchiwać.
Zbliżył swoją paszczę do mojej szyi. Już miał zacisnąć swoje szczęki na mojej tchawicy, ale coś mu przeszkodziło.
Olśniło mnie że to przecież obroża. Grizzly ryknął sfrustrowany i urwał ją jednym szarpnięciem.
Teraz była moja szansa. Nie miałam siły żeby zamienić się w coś dużego więc postanowiłam zastosować atak partyzancki.
Zamieniłam się owczarka niemieckiego i wyślizgnęłam się z objęć niedźwiedzia. Odbiegłam kawałek, po czym zaatakowałam. Ugryzłam go w łapę po czym szybko się wycofałam. To była jedyna moja szansa.  Zaczęłam go podgryzać. W nogi, szyję, brzuch, we wszystko co udało mi się dosięgnąć. Mój przeciwnik powoli słabł. Zaczął się chwiać, a jego ruchy stały się wolniejsze.
Po pewnym czasie, nie wiem czy to były godziny czy minuty, padł martwy.
Od razu upadłam na ziemię, wykończona. Wygrałam, ale za jaką cenę? Cała byłam posiniaczona i poraniona, a moja sierść była pozlepiana krwią.
Zamieniłam się w człowieka. Nie miałam już siły utrzymywać innej postaci.
Przez chwilę walczyłam z ciemnością, otulającą moje ciało, lecz w końcu wygrała i straciłam przytomność. Znowu.



Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Niestety muszę was poinformować, że mam całkowity brak weny twórczej, więc następny rozdział pojawi się dopiero za jakiś czas :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz