poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 9

Stałam w ciemnym tunelu.
Na jednym jego końcu była oślepiająca jasność, a na drugim nieprzenikniony mrok.
Ja znajdowałam się na środku. Domyśliłam się, że światłość oznacza wybudzenie, a mrok … cóż prawdopodobnie coś zgoła innego.
Już miałam skierować swe kroki w stronę światła, lecz obróciłam się na pięcie i ruszyłam w przeciwną stronę.
- A co mi tam – pomyślałam – zawszę jak wejdę za głęboko, będę mogła wrócić.
Po około 5 minutach stanęłam przed ciemnością. Gdy przyjrzałam się jej z bliska okazało się, że jest to jakby czarna ściana. Z wahaniem wyciągnęłam rękę, aby jej dotknąć. Była gładka i twarda. Lekko nacisnęłam, lecz nic się nie stało. Naparłam na nią barkiem używając całej swojej siły. Nawet nie drgnęła.
- Wygląda na to, że to jeszcze nie nadszedł mój czas - zachichotałam, nagle rozbawiona i ruszyłam w stronę drugiego końca.
Tym razem szłam nie więcej niż minutę.
- Dziwne – pomyślałam. Tym razem nie było mowy o ścianie. Mogłam z łatwością przekroczyć granicę i zagłębić się w ten nieziemski blask.
 - Raz kozie śmierć – mruknęłam, i ruszyłam na spotkanie ze świadomością.
*
Jęknęłam.
Leżałam na brzuchu. Materac był cudownie miękki, a pościel pachniała lawendą. Byłam w pokoju.
Ale to nie był mój pokój.
Leżałam przez chwilę bez ruchu, nasłuchując i zastanawiając się nad sytuacją.
Usiłowałam przewrócić się na plecy, ale od razy przeszyła mnie błyskawica bólu. Syknęłam, przez zaciśnięte zęby.
Odpoczywałam przez chwilę walcząc ze łzami, po czym bardzo powoli podniosłam się do pozycji siedzącej.
Każdy ruch sprawiał mi ból, ale starałam się to ignorować.
Mogłam teraz bez przeszkód rozejrzeć się po pokoju. Był on trochę większy od mojego. Była w nim krwistoczerwona kanapa, czarna, dwudrzwiowa szafa, biały, metalowy regał z książkami i łóżko, na którym aktualnie siedziałam. Ściany były w pomalowane w białe, czarne i czerwone pasy.
 - Niezły gust – pomyślałam.
W pokoju były też dwie pary drzwi. Jedne czarne z chromowaną klamką prawdopodobnie prowadziły na korytarz. Zza drugich, zupełnie białych dochodził szum wody.
 - Te pewnie prowadzą do łazienki – mruknęłam, niezbyt błyskotliwie.
Zaczęłam się nudzić w oczekiwaniu na tajemniczą osobę spod prysznica, więc postanowiłam zbadać swoje plecy.
Zdałam sobie sprawę, że cały mój korpus jest owinięty bandażami, pod którymi nie ma nic oprócz stanika.
Z wahaniem dotknęłam pleców. Od razu doszłam do wniosku, że to zły pomysł. Ból był okropny. Miałam ochotę zwinąć się w kłębek, ale powstrzymywała mnie świadomość, że zafunduje sobie jeszcze większe cierpienie.
Dopiero, gdy ból zelżał zdałam sobie sprawę, że plusk wody ustał.
Wpatrywałam się w drzwi, z bolesną świadomością, że jeśli z łazienki wyłoni się wróg będę całkowicie bezbronna.
Drzwi uchyliły się powoli, a z drugiego pomieszczenia wyłonił się Daniel.
Już miałam odetchnąć z ulgą, lecz nagle całkowicie zapomniałam o oddychaniu.
 Daniel miał na sobie czarne poszarpane dżinsy. TYLKO dżinsy. Od pasa w górę był nagi.
Wpatrywałam się szeroko otwartymi oczami w jego pięknie wyrzeźbiony, opalony tors. Wyglądał jak młody bóg.
Po chwili odzyskałam oddech i odchrząknęłam nieśmiało.
Odwrócił się do mnie, a na jego twarzy pojawił się zatroskany uśmiech.
 - Witaj Julie. Jak się czujesz? – zapytał podchodząc do mnie.
- Eee… - weź się w garść Julie!! – całkiem okej – po czym dorzuciłam sarkastycznie, całkowicie odzyskując panowanie nad sobą – o ile można się czuć okej, po chłoście.
- Oh Julie, tak mi przykro. To nie miało tak wyglądać. Rafael on… poniosło go.
Postanowiłam mu odpuścić – Przecież to nie jego wina, prawda? – pomyślałam.
- Nieważne. Ile byłam nieprzytomna? – zapytałam pojednawczo.
 Widać było, że zmiana tematu sprawia mu ulgę.
- Około 2 godzin.
- Okej, a gdzie się znajdujemy? – zapytałam.
- W moim pokoju, rzecz jasna – odpowiedział – był bliżej, więc postanowiłem że tu będziesz dochodzić do siebie.
- Ładnie urządzony.
- Dziękuję, mam do tego talent – odparł z tym swoim szelmowskim uśmiechem.
Parsknęłam śmiechem.
 - Pomóż mi wstać, panie dekoratorze wnętrz – dalej walczyłąm z chichotem.
Jego twarz spoważniała.
- Nigdzie nie będziesz wstawać. Masz odpoczywać.
- Oj proszę cię nic mi nie będzie – powiedziałam gramoląc się z łóżka.
Gdy tylko stanęłam prosto, ziemia się pode mną zakołysała, a ja wpadłam w ramiona Daniela.
- Nic ci nie jest?
Spojrzałam w jego piękne, mroczne oczy. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Tak bardzo pragnęłam go pocałować. Jego ciepłe, kształtne wargi były tak blisko. Czułam jak między nami przebiega prąd.
Wystarczy się pochylić…
Nie!! – krzyczał mój instynkt – jego brat jest moim największym wrogiem.
Już, już miałam go zignorować, lecz nagle uderzyła mnie myśl.
A co się stanie jeśli mnie zdradzi? Albo co gorsza, Rafael zacznie torturować go, zamiast mnie. Nie zniosłabym tego.
Odwróciłam wzrok.
 - Mógłbyś mi wskazać drogę do mojego pokoju? – zapytałam, łamiącym się głosem.
- Dobrze. Zatem chodźmy – odpowiedział ze smutkiem.
Czyżby on też coś do mnie czuł…
Otrząsnęłam się z tych myśli.
 - Nieważne czy coś do mnie czuje. Ja nie mam zamiaru tego zaczynać.
Oh, te myśli były takie bolesne.
 - Nie. Po prostu mi powiedz jak trafić do mojego pokoju. Sama dojdę – powiedziałam.
- Jesteś pewna? Dasz radę?
- Tak.
W takim razie cię nie zatrzymuje – powiedział cicho – Jeśli chcesz dojść do swojego pokoju idź prosto, a na trzecim skrzyżowaniu skręć w lewo. Po 30 metrach będzie twój pokój.
- Dziękuję… za wszystko.
Odwróciłam się wyszłam na słabo oświetlony korytarz.
Jeszcze długo czułam jego wzrok na plecach.



Znowu nie wiem jakie zdjęcie wstawić, więc macie kotka z fajnymi oczami.
Następny rozdział jest pak szybko dzięki Annie Twarowskiej :)
Miłego czytania!

5 komentarzy:

  1. Trzecie skrzyżowanie, tylko uważaj na światłach ;)
    Dziękuję za dedyk i kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj nie czepiaj się jakoś musiałam napisać... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał, widzę, że masz dla kogo pisać i rozdziały pojawiają się w ekspresowym tempie ;) Teraz czuję się, jakbym ja zaniedbywała swojego bloga, dodając posta raz na tydzień xD

    OdpowiedzUsuń