niedziela, 7 grudnia 2014

4 rozdział



Rozdział 4
Daniel pojawiał się tylko wtedy, gdy jego brat przychodził mnie przesłuchiwać. Zwykle stawał pod ścianą i przez cały czas patrzył na mnie współczującym wzrokiem.
Zaczął mnie w ten sposób wkurzać. Potrzebuje wolności, a nie współczucia – myślałam sobie w takich momentach.
Byłam mu też wdzięczna, ponieważ gdyby nie on jego brat już dawno zająłby się bardziej owocnymi metodami wydobycia ze mnie informacji.
*
Sądząc po słońcu było późne popołudnie, gdy jadłam dobrze wysmażony stek z puree ziemniaczanym.
- Nie ma, co – pomyślałam – nie mogę powiedzieć żeby mnie tu głodzili.
Nagle z korytarza dało się słyszeć, kroki. Potem dołączył do nich odgłos biegu. Obie osoby stanęły kilka kroków od moich drzwi, więc podeszłam zaciekawiona – a nóż coś usłyszę ciekawego – pomyślałam. Przez chwilę nic nie było słychać.
Odezwał się szatyn:
- Czego chcesz? – niemal warknął.
- nie rób tego, ona i tak ci niczego nie powie – odparł jego brat prawie błagalnie.
- W końcu ją złamie i mam nadzieję, że nie będziesz mi przeszkadzać – powiedział.
- To zależy od ciebie – tym razem to Daniel wydał z siebie zwierzęcy odgłos.
- Jest teraz na mojej łasce i zrobię wszystko, aby wydobyć z niej informacje – padła odpowiedź.
Zadrżałam.
Wszystko? – powiedziałam bezgłośnie.
- Rafaelu nie chcę się z tobą sprzeczać, ale miej na uwadze to, że ona również jest człowiekiem – powiedział cicho Daniel.
Rafael – pomyślałam – pasuje.
- Nie pouczaj mnie – odburknął Rafael.
Daniel westchnął przeciągle – dobrze, ale pozwól mi, chociaż przy tym być.
Dobrze, co za różnica – odpowiedział obojętnie Rafael.
Gdy zrozumiałam, że rozmowa się skończyła, rzuciłam się na ziemię wykonując ćwiczenia jogi.
Gdy obaj weszli do pokoju, wstałam i wbiłam wzrok w Rafaela:
- Przecież mówiłam, że nic ci nie powiem – powiedziałam twardo.
On tylko uśmiechnął się paskudnie i mruknął – zobaczymy.
Następnie skuł mi nadgarstki kajdankami i wyprowadził z pokoju.
Pierwszy raz byłam poza moim pokojem. Nie wróżyło to nic dobrego, ale mogłam się trochę rozejrzeć. Zdecydowanie byliśmy pod ziemią. Szliśmy tunelem wydrążonym w litej skale. Nie było żadnych okien, a z sufitu zwieszały się lampy dające mocne światło.
Szliśmy tak we trójkę, gęsiego. Rafael prowadził nas przez istny labirynt. Próbowałam zapamiętać drogę, ale po 5 zakrętach zupełnie się zgubiłam.
Gdy wydawało mi się, że idziemy już godzinę zatrzymaliśmy się przed krwisto czerwonymi drzwiami.
- trochę dramatycznie – pomyślałam.
Gdy Rafael otworzył drzwi moim oczom ukazał się mały niski pokoik. Na środku stał kamienny stół, a obok niego przesuwana, metalowa szafeczka nocna, na której spoczywała jedna, jedyna strzykawka.
Rafael podprowadził mnie do stołu i kazał się położyć.
Postanowiłam nie protestować, ponieważ nie Miało to żadnego sensu. I tak nie znalazłabym drogi powrotnej i prędzej czy później znaleźliby mnie błąkającą się po korytarzach.
Położyłam się, a on przypiął mi ręce i nogi metalowymi klamrami.
Okej, daje ci ostatnią szansę – rzekł biorąc do ręki strzykawkę z niebieskim płynem – w tej strzykawce jest serum, które sprawi, że będziesz widzieć to, co ja chcę żebyś widziała. Chcę cie tylko ostrzec, że jeśli teraz powiesz mi wszystko, co wiesz to ominie cię, no cóż, bardzo nieprzyjemna rzecz. Masz mi coś do powiedzenia? – zapytał ostentacyjnie postukując we fiolkę.
Zaschło mi w gardle.
 Zebrałam się w sobie i wychrypiałam – Nigdy.
Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek i zamaszystym ruchem wbił mi strzykawkę w zgięcie łokcia.
Sapnęłam z bólu – to za ten nożyk w moim brzuchu – wysyczał mi do ucha.
- Rozluźnij się, zaraz będzie jeszcze gorzej – powiedział, po czym zaśmiał się szyderczo.
Nawet nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam.
*
Gdy się obudziłam, nie było nikogo wokół mnie. Wstałam, bez żadnego problemu, zastanawiając się gdzie są obręcze. Rozejrzałam się po sali, a moje spojrzenie zatrzymało się na uchylonych drzwiach, zza których dochodziły dźwięki kolędy.
- Kolędy? – zastanawiałam się.
Powoli skierowałam swe kroki do drzwi. Gdy stałam już tuż obok zawahałam się, po czym przeszłam przez nie.
W jednej chwil znalazłam się w moim starym domu, w samym środku jednych z nielicznych, niczym niezmąconych świąt Bożego Narodzenia.
Patrzyłam oszołomiona, na moją siostrę krzątającą się przy choince i rodziców siedzących na kanapie. Wyglądali jak by o czymś rozmawiali, lecz gdy tylko mnie zobaczyli, uśmiechnęli się, po czym mama powiedziała:
 - Wygląda na to, że jesteśmy w komplecie, więc możemy zasiąść do wigilijnego stołu – po czym zaczęła pchać mnie w stronę jadalni.
Po chwili otrząsnęłam się i dalej szłam już samodzielnie.
 Gdy przechodziliśmy przez oszklony korytarzyk, jedna z szyb rozbryzgała się na miliony małych, szklanych sztylecików raniący dotkliwie moje ręce i twarz. Gdy podniosłam głowę ujrzałam trzech zbirów wskakujących do domu. Reszta mojej rodziny stała skulona na końcu, chroniąc się przed odłamkami. Podniosłam się lekko chwiejnym krokiem, po czym postanowiłam, że pójdę do rodziny i będę ją chronić. Lecz zamiast skierować się w ich stronę moje ciało ruszyło prosto na bandziorów. Kiedy stanęłam obok nich jeden z nich, prawdopodobnie przywódca zapytał się mnie:
 - Szefowo, mamy ich skasować? – zapytał z francuskim akcentem.
Nie! Nie! Nie! – Krzyczał mój umysł, lecz wargi nie poruszyły się nawet o milimetr. Nie, jednak się poruszyły, aby wypowiedzieć jedno słowo:
- Tak

*
Obudziłam się z krzykiem. Próbowałam się szarpać, lecz obręcze trzymały mocno. Zaczęłam szczękać zębami i trząść się jak by mi było zimno.
 - I co? Teraz mi powiesz? – zapytał głos bez cienia współczucia.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć odezwał się drugi nieco ostrzejszym tonem – Zostaw ją, nie widzisz, że nie może nawet mówić – zapytał głosem drżącym od zatrzymywanych emocji.
- Zabiorę ją do pokoju – powiedział drugi głos.
- Dobra – warknął ten pierwszy.
Poczułam jak ktoś odpina mnie ze stołu i pragnęłam tylko jednego. Stracić przytomność. Niestety błogosławiona czerń nie przychodziła.
Poczułam jak silne ramiona, podnoszą mnie, po czym ten ktoś zaczął mnie nieść w nieokreślonym kierunku. Wtuliłam głowę w jego ciepły tors i w tedy przyszła do mnie błoga nieświadomość.


Mam nadzieję że rozdział się podoba :)
Trochę mi smutno że nic nie piszecie, no ale trudno

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz