Zadrżałam.
- Czy to się stanie, gdy pomogę Rafaelowi?- zastanawiałam się.
- Jeśli tak, to nigdy mu nie powiem – postanowiłam – cokolwiek by się nie działo.
Powzięłam plan. Nie było już odwrotu.
*
Minął tydzień.
Rafael jeszcze kilka razy zabierał mnie do pokoju z czerwonymi drzwiami, jednak nic ze mnie nie wydobył. Trwałam twardo przy swoim postanowieniu.
W wizjach, jak je teraz nazywałam, Rafael podsuwał mi coraz to nowe obrazy. Widziałam już śmierć (moją bądź mojej rodziny) przez utonięcie, powieszenie, zasztyletowanie i spłonięcie. Już nie reagowałam tak histerycznie jak po pierwszym razie, ale po każdej takiej sesji przez następne kilka godzin trzęsły mi się ręce.
- Ciekawe czy dzisiaj przyjdzie – powiedziałam do siebie.
Ostatnio coraz częściej zdarzało mi się mówić do siebie. Prawdopodobnie, dlatego że przestałam widywać Daniela. Nie przychodził do mnie do pokoju, ba, nie było go nawet w tedy, gdy jego brat się nade mną pastwił.
Westchnęłam.
Przez ą samotność, zaczynałam popadać w obłęd.
Gdy tak rozmyślałam, do pokoju wszedł Rafael.
Spojrzałam na niego.
- Idziemy – powiedział tylko.
Sprzeciw nie miał sensu, więc ruszyłam za nim ciemnym, wilgotnym korytarzem. Raz próbowałam się stawiać. Rafael w tedy po prostu trzepnął mnie między oczy, a potem po prostu zaniósł na stół. Nie dość, że nic to nie dało, to jeszcze miałam pięknego guza.
Szłam, więc za nim w ciszy, a gdy weszliśmy do Sali dałam się grzecznie przypiąć do stołu.
Moją uwagę zwróciły 2 rzeczy. Po pierwsze pod ścianą stał nie, kto inny jak Daniel. Wybałuszyłam oczy. Spojrzał na mnie z ponurą miną, po czym uciekł spojrzeniem w kąt Sali.
Drugą rzeczą było to, że, tak dobrze mi znana strzykawka, zamiast zielonego zawierała fioletowy płyn.
- Ciekawe, co to – pomyślałam zaintrygowana, lecz trochę przestraszona.
- No, więc? Masz mi coś do powiedzenia? –zapytał Rafael, znużony.
- Nie – odparłam spokojnie.
- Wiesz, to nawet dobrze – powiedział - bo lubię patrzeć jak cierpisz – zaśmiał się szyderczo.
- miejmy to już za sobą – powiedział Daniel, zwracając uwagę brata.
- Spokojnie braciszku, co ci się tak śpieszy? –zapytał, wyraźnie zadowolony.
Daniel warknął.
- Dobrze, dobrze – odpowiedział, po czym wbił mi igłę w rękę.
Nawet się nie skrzywiłam. Umiałam zapanować nad bólem. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Przez chwilę, leżałam bez ruchu czekając na znajomą utratę przytomności, lecz zamiast tego poczułam coś innego.
Wydawało mi się, że po mojej ręka się pali. To uczucie powoli zbliżało się do mojego serca.
Po chwili całe moje ciało płonęło. Straciłam zdolność logicznego myślenia. W oddali słyszałam rozdzierający krzyk bólu. Dopiero potem, ze zgrozą, uświadomiłam sobie, że to ja krzyczę.
Nie wiedziałam ile to trwa. Równie dobrze mogły mijać minuty jak i godziny.
Powoli zaczęłam chrypnąć, lecz nie mogłam przestać krzyczeć.
Nagle zobaczyłam ruch kontem oka. To Daniel wychodził. – Nie! Nie! Nie zostawiaj mnie! Nie odchodź! – chciałam zawołać, lecz z mojego gardła nieprzerwanie wydobywało się przeraźliwe zawodzenie.
Zatraciłam się w bólu. Wszystko inne się zatarło. Nie umiałam wyobrazić sobie niczego poza to dojmującym cierpieniem.
Mój umysł odgrodził się od tego wszystkiego, lecz ciało dalej wiło się w agonii.
Moje krzyki, jeszcze długo rozbrzmiewały na korytarzu.
Podobało się?
Wiem że jest trochę, brutalny ale taki miał być
Trochę mi smutno że nikt, nic nie pisze :(
Dajcie jakiś znak!
Ja daję znak :) Nie jest brutalnie, jest tak jak lubię ^^ Jestem ciekawa rozwoju sytuacji i coś czuję, że będzie na rzeczy między Danielem na naszą bohaterką? :D
OdpowiedzUsuń~ Geli (Angelaaa11)
Hm... nic nie mogę zdradzić ale idziesz dobrym tropem :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że jednak ktoś tu zagląda